Rozdział 6
Proszę, wybacz mi!
Obudziłam się około 6 rano, ponieważ miałam na 7:30 do
pracy. Zrobiłam to, co zawsze. Gdy byłam już gotowa była dopiero 6:40. Miałam
jakieś takie dziwne przeczucie. Wiedziałam ze coś się wydarzy, lecz nie miałam
pojęcie czy będzie to dla mnie dobre czy złe w skutkach. Nie myślałam o tym
długo i postanowiłam pojechać dzisiaj do pracy samochodem. Udałam się do
garażu. Odpaliłam swoje niebieskie Audi i ruszyłam w stronę magicznej strony
Londynu. Po 40 minutach byłam już w swoim gabinecie. Miałam jeszcze trochę
czasu do mojej zmiany, więc postanowiłam zadzwonić do Ginn.
- Hej
młoda – Przywitałam się i uśmiechnęłam sama do siebie.
- Hejo
karle – Usłyszałam jak śmieje się do słuchawki. Ja również się
zaśmiałam. W porównaniu do niej byłam karłem. Ona miała 180 centymetrów, a ja
tylko 165, ale to nic! Draco ma 190 centymetrów! On jest dla mnie olbrzymem.
- Mionka!
Jesteś tam? – Zapytała po dłuższej ciszy z mojej strony. Za dużo myślenia
o Malfoy’u!.
- Tak,
tak wiewiórko… - Ciekawe, co teraz robi Draco. Pewnie jest w pracy. Z ponownego
zamyślenia wyrwała mnie moja rudowłosa przyjaciółka.
- HERMIONA
TO NA PEWNO TY?!
- Taaak –
Zapytałam zdziwiona jej pytaniem. O co jej cholipka chodziło?!
- Bo
tylko Malfoy i Zabini nazywali mnie wiewiórką!
- I
co w związku z tym?
- Wiem,
że pogodziłaś się z Malfoy’em od Harry’ego, ale czy jest coś między wami?! –
Boże jaka ze mnie idiotka! Przez to, że ciągle jestem z Malfoy’em zapomniałam o
mojej małej Gin! Muszę się z nią spotkać i zrobić jakiś babski wieczór!
- Tak
właściwie to tak.
- Gadaj!
- Ja i
Malfoy jesteśmy ze sobą, ale na razie tak na próbę!!
- Dziewczyno
my to musimy się chyba spotkać!
- Miałam
to powiedzieć – Zaśmiałam się, na co młoda odpowiedziała mi tym samym. Po
chwili dodałam.
- Ej
Gin zrobimy sobie taki babski wieczór?
- Kiedy
i gdzie?!
- Hmm
u mnie?!
-
Spoko.
- Może
zaprosimy też Pansy, co ty na to? – Zapytałam. Wiedziałam, że Gin też polubiła,
Pans, więc zapytanie jej o to było tylko formalnością.
- No
pewnie.
- To
może jutro około 18?
- Dla mnie
okej. Zapytaj jeszcze Parkinson. – Słyszałam jak ktoś ją woła, a ona coś odkrzyknęła,
chociaż nie usłyszałam, co, ale wiedziałam, że zaraz się dowiem.
- Wiesz,
co, muszę iść. Ron wychodzi do pracy, a mama jakoś się dziś gorzej czuje.
- Pa
pa. Do jutra. – I rozłączyłam się. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 7:25.
Miałam 5 minut do mojego dyżuru. Przebrałam się i ruszyłam już zając się pacjentami.
Nie miałam dzisiaj dużo pacjentów, więc Ron pozwolił mi
wyjść wcześniej. Dzięki bogu, że to mój przyjaciel został moim szefem. Po
naszym rozstaniu, ja i Ron zbliżyliśmy się do siebie i Ron traktuje mnie jak
swoją malutką siostrzyczkę. Ehh malutką. Dobra nie ważne. Ruszyłam w stronę
mojego „biura”. Gdy już w nim byłam oraz zdjęłam już moje służbowe ubranie,
ujrzałam lecąc w stronę mojego okna sowę, która niosła dość dużą paczkę.
Wpuściłam ją do pomieszczenia. Dałam jej wody i trochę karmy. Odpakowałam
paczkę były w niej piękne łyżwy. Były białe z niebieskim wzorem po boku. Moje
stare, ani trochę im nie dorównywały. Byłam pod wielkim wrażeniem. Nawet nie
zauważyłam jak po moim policzku spłynęła jedna samotna łza szczęścia. Gdy
nacieszyłam się już moimi skarbami, zauważyłam na dnie paczki karteczkę.
Hermiono
Gdy wpadłaś do
jeziora, twoje łyżwy całkowicie się zepsuły.
Dlatego też kupiłem ci
nowe. Nie wiedziałem, jaki dokładnie masz rozmiar, więc
Kupiłem taki sam
rozmiar jak miałaś stare.
Draco
Ps. Moja mama bardzo
by chciała cię spotkać po tylu larach, co ty na to?
Do diabła Malfoy! Mam pieniądze i sama bym sobie kupiła, ale
no cóż. Przynajmniej ma dobry gust. Zaśmiałam się z tego, że Draco wiedział,
jakie mi się marzą, a może tylko wybrał pierwsze lepsze. Nie dowiem się tego. Z
cudownym humorem ruszyłam do wyjścia. Ciekawe, kiedy spotkam się z matką Draco.
Pamiętam, że jak byliśmy dziećmi była bardzo radosną kobietą o prawie białych
włosach. Narcyza miała dobre serce, ale była wymagająca. Podczas wojny była po
naszej stronie, tylko na pokaz była po stronie Voldemorta. Ciągle jesteśmy jej wdzięczni,
że wmówiła czarnemu panu, że Harry nie żyje. Co by było gdyby jednak go wydała?
Pewnie ciemność by zwyciężyła. Nie, nie Hermiono nie myśl tak. Ważne, że
wszystko jest dobrze. Nawet nie zauważyłam, jak byłam już w domu..
~~**~~~**~~
Około godziny 16 usłyszałam dzwonek do drzwi, a przed nimi
stał Draco, nonszalancko opierający się o framugę. Jaki on cudowny! Herm, to
nie czas na myślenie, jakie ty to masz szczęście.
- Gotowa?
- Zapytał z tym swoim powalającym uśmieszkiem. Czułam jakbym miała nogi z waty!
Wzięłam tylko kurtkę i wyszłam z domu bez słowa. Po nie z pełna chwili,
siedziałam już w czarnym, przestronnym Oplu obok Draco. Jechaliśmy chwile, gdy
postanowiłam rozpocząć rozmowę. Nie odrywając wzroku od zimowego krajobrazu, rozciągającego
się za oknem, westchnęłam nie wiedząc jak zacząć.
- Co
jest? – Zapytał, a ja poczułam jego wzrok na sobie. Dzięki bogu on się odezwał
pierwszy.
- Dlaczego
kupiłeś mi łyżwy? Przecież mam pieniądze. – Odwróciłam głowę w jego stronę i
mimowolnie się do niego uśmiechnęłam, ale tak naprawdę można powiedzieć że nic
nie czułam. To było dziwne.
- Oj
Aniele, ja to dobrze wiem, ale chce, abyś miała wszystko to co najlepsze. –
Widziałam w ego oczach szczerość, a sama poczułam się szczęśliwa. Nawet fajnie
że on tak na mnie działa. Humory nam dopisywały, lecz resztę drogi nie
rozmawialiśmy.
Po 30 minutach jazdy, dojechaliśmy pod wielką sale sportową,
obok której było średniej wielkości lodowisko. Było prawie puste, co mnie
ucieszyło. Draco poszedł kupić bilety, a ja udałam się do szatni. Gdy miałam
już łyżwy na stopach, postanowiłam poczekać na Malfoy’a. Czas się wydłużał, a
ja zaczęłam się martwić. Wyszłam z szatni i zaczęłam się śmiać. Draco siedzący na
ławce, stojącej tuż obok wypożyczalni, obrócił głowę w moją stronę oraz
uśmiechnął się. Zaczęłam iść w stronę wejścia na lodowisko, a Draco ruszył
kilka chwil po mnie. Jeździliśmy i śmialiśmy się. Przede wszystkim to mnie
dopisywał humor. Smok, ani trochę nie umiał jeździć. Ciągle się wywracał, a ja
musiałam go podtrzymywać, aby nie upadł po raz kolejny. Jeździliśmy dobre 40
minut, gdy nagle podjechała do nas jakaś lafirynda. Blondynka z ponad kilową
tapetą. Miała na sobie, chyba spódnice, ale wyglądała jakby miała na sobie
tylko pasek. Miała rozpiętą lekką kurteczkę oraz bardzoo obcisłą bluzkę z
wielkim dekoltem w kształcie serca. Przypominał mi kogoś.
- Dracuuuuś!! – Teraz
już wiedziałam kogo mi przypominała. Daphne Greengras, starsza siostra Astori
Greengras. Typowa flądra. Zauważyłam jak twarz Draco wykrzywiła się w grymas
obrzydzenia.
- Greengras…
- Wysyczał tak chłodno, ze aż odruchowo się odsunęłam.
- Tak
dawno się nie widzieliśmy! Oh jak ja za tobą pysiu tęskniłam! – Wydzierała się,
tak przesłodzonym głosem, że aż mi się rzygać chciało. Tak właściwie to prawie
się zrzygałam!
- Czego
chcesz!? – Syknął na nią, na co ta zareagowała zrobieniem maślanych oczu do
Malfoy’a. Wyglądała tak śmiesznie. Zaczęłam się śmiać. Odwróciła głowę w moją
stronę i spojrzała na mnie z pogardą w oczach.
-
Szlama! – Fuknęła w moją stronę, a ja tylko uśmiechnęłam się triumfująco. –
Smoczku, co ty tu robisz z tą szlamą?
- Nie
obrażaj mojej narzeczonej, Greengras! – Widziałam że ledwo powstrzymywał się od
przyłożenia jej w ten sztuczny ryj. Serce mi przyspieszyło. Czy on powiedział
„narzeczonej”? Poczułam jak nogi mi się uginają.
-
Narzeczonej? – Zapytała cicho, tak jakby samej siebie, ale Draco to usłyszał i
odwrócił głowę w moją stronę. Uśmiechnął się, gdy zobaczył zmieszanie na mojej
twarzy.
- Tak
Granger narzeczonej. – Posłał mi buziaka, a mnie tylko ugięły się nogi.
Widziałam jak Daphne, ledwo powstrzymuje się od wybuchnięcia i rzucenia się na
mnie.
- Ale
Dracuniu, co z naszym małym Franciscem!? – Widziałam w jej oczach, coś w stylu
pewności że wygrała.
- Francis…
kto? – Powiedzieliśmy razem z Draco. Oboje byliśmy tak samo zdziwieni.
- No
naszym syneczkiem! – Coś mnie zabolało w klatce piersiowej. Uciekłam stamtąd
jak najszybciej z łzami w oczach. Nie wiedziałam co mnie skłoniło do takiej
reakcji, ale gdy przebrałam łyżwy na buty. Słyszałam jak Malfoy woła że on mi
wszystko wytłumaczy, że to nie prawda i tym podobne. Nie zwracałam na niego
uwagi. Przeteleportowałam się do domu. Rzuciłam na dom zaklęcie anty
aportacyjne. Pobiegłam do sypialni. Przebrałam się i poszłam wziąć prysznic.
Wiedziałam że to mnie uspokoi. Po długim prysznicu. Położyłam się do łóżka i
gdy już usypiałam, poczułam niesforne łzy na policzku. Chwile później
rozpłakałam się tak jak nigdy. Płakałam. Nie rozumiałam samej siebie. Bo co mi
do tego że Draco i ta wywłoka mają syna?! Przecież długo przed tym jak stali
się parą, ich syn musiał się urodzić. Bolało mnie to. Wyjęłam z szafki nocnej
eliksir słodkiego snu. Wypiłam go i od razu ułożyłam się w wygodnej pozycji. Po
niespełna kilu minutach usnęłam.