Rozdział
2
"Wybacz mi, prosze"
Szedłem przez Mugolski Londyn poszukując
adresu mojego nowego domu. Byłem bardzo podekscytowany, lecz również zdenerwowany,
ponieważ Granger ma być moją sąsiadką. Postanowiłem poprosić ją o wybaczenie i
nie wiem czy to się uda, ale chciałbym się z nią zaprzyjaźnić. Czytałem każdą tabliczkę
z numerem domu aż natrafiłem na odpowiedni numer. Dom był według mnie piękny.
(Zdjęcie u góry)
Od pozostałych różnił się
tylko kolorami, a tak to niczym się od nich nie różnił. Wszedłem do środka.
Ganek (jak pewnie i reszta domu) był w stylu nowoczesnym. Po prawej stronie od
drzwi stała półka na buty, a po drugiej stronie była szafa na płaszcze itp. Na
wprost były białe drewniane drzwi. Przeszedłem z ganku do korytarza
prowadzącego do salonu, a zarazem jadalni. Po wejściu do pomieszczenia ujrzałem
dużą, białą kanapę, która stała naprzeciwko kominka, nad którym wisiał duży
telewizor. Po obu stronach kominka stały kwiaty. Nie znam się na kwiatach, ale wiem,
że były żółte. Pomiędzy kominkiem a kanapą stał stoliczek na kawę. W części
jadalnianej był duży, biały stół ze szkłem na środku. Wokół stołu znajdowały
się białe oraz czarne krzesła. Po lewej stornie stołu stał duży barek z
trunkami mugolskimi oraz (o dziwo) magicznymi. Następnie udałem się do
łazienki, bo szczerze to musiałem bardzo pilnie udać się do kibla. Łazienka
była tak jak salon i ganek bardziej biała niż czarna. Była tam spora biała
wanna połączona z prysznicem obok niej był położony sedes. Po drugiej stronie
łazienki znajdowała się umywalka umieszczona w szafce. Nad nią wisiało spore
czarne lustro. Byłem strasznie zmęczony i może to, dlatego że była 23:50. Na
czym uciekł mi ten czas? Gdy wyszedłem z toalety, powlokłem się do kuchni, aby
zrobić sobie kawę. Czas na zrobienie kawy nie trwał długo, ponieważ (sam nie
wiem skąd, bo nigdy tu nie byłem) odnalazłem wszystko (i co jeszcze bardziej
dziwne) po ciemku. Nie chciało mi się dalej zwiedzać domu, choć zostały mi
tylko 3 pokoje a konkretniej sypialnia, pokój gościnny oraz gabinet, ale
postanowiłem zobaczyć je jutro (oprócz sypialni oczywiście). Wszedłem po
schodach na górę i udałem się do sypialni. Nie włączałem światła. Przebrałem
się i od razu wskoczyłem do ogromnego łóżka i usnąłem.
*Rano*
Obudziłem się w miarę wcześnie
(jak na mnie) i podszedłem do komody, która stała naprzeciwko łóżka. Wybrałem
jasne jeansy, białą koszule z krótkim rękawkiem oraz niebieską bluzę. Gdy byłem
już ubrany zabrałem portfel i zszedłem na dół. Ubrałem buty i wyszedłem z domu.
Poszedłem do pobliskiego sklepu. Droga nie zajęła mi długo, bo tylko około 5
lub 10 minut. Kupiłem to, co było mi potrzebne i udałem się do domu. W połowie
drogi ujrzałem biegnącą małą (około 4 letnią) dziewczynkę o czarno-brązowych
włosach i chyba zielonymi oczami. Biegła w stronę domu moich sąsiadów. Nie
przejąłem się zbytnio, lecz trochę mnie zdziwiło, że taka mała dziewczynka była
sama i na dodatek biegła. Gdy byłem w domu, wypakowałem zakupy i postanowiłem
udać się do sąsiadów, aby się przywitać. Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Po
chwili byłem pod drzwiami Weasley’ów. Wiedziałem, że tam mieszka Hermiona i to
na dodatek jest żoną rudego! Nie wiem, czemu ale jak o tym myślałem to wszystko
się we mnie gotowało. Gdy tak stałem pod ich drzwiami czułem się dziwnie
skrępowany. Nagle pomyślałem ze to tak
dziwnie nie przyjść z pustymi rękami, więc wyczarowałem po kryjomu jakieś
ciasto (chyba szarlotkę). Zadzwoniłem do drzwi. Po chwili usłyszałem głosy za
drzwiami.
- Ja otworzę!!!
-Ivy!!* – Były to głosy
dziewczynki i kobiety. Po niecałej minucie drzwi otwarła mi ta sama
dziewczynka, co widziałem wracając ze sklepu.
-Dzień Dobry, Panu! –
Wykrzyknęła radośnie dziewczynka
-Dzień Dobry.
-Co pana sprowadza?
–Zapytała, sekundę później pojawiła się za nią ONA. Miała te swoje piwne oczy,
a w nich radosne iskierki. Zmieniła się. Już nie była niska jak za czasów
szkolnych. Miała idealną figurę, bardzo kobiecą. Jej włosy nie były jak dawniej
wielką brązową szopą, były pięknem. Brązowe i opadające falami na jej plecy i
jeszcze te jej śliczne piegi na jej nosie. Zaniemówiłem. Bardzo się zdziwiłem,
że jestem taki szczęśliwy, że ją widzę, ale też zaniepokojony i zawstydzony. To
nie było normalne. Ocknąłem się, gdy się odezwała.
-Draco? Draco Malfoy –
powiedziała moje imię! Pierwszy raz! Co ja się tak cieszę?! To BARDZO DZIWNE!.
-Tak, tak to ja. Witaj –
uśmiechnąłem się mimowolnie, gdy na jej twarzy zauważyłem zadowolenie i
zdziwienie.
- Witaj. – Powiedziała
głosem bardzo zmieszanym. – Proszę wejdź – zaprosiła mnie gestem ręki. Ja nic
nie odpowiedziałem. Zaprowadziła mnie do salonu. Jej dom był bardzo podobny do
mojego. Usiadła na kanapie, więc ja również usiadłem. Początkowo nie
odzywaliśmy się do siebie, lecz Hermiona postanowiła zacząć temat.
- A więc…
-Nie zaczyna się zdania od
„A więc” – przerwałem jej i uśmiechnąłem się złośliwie.
-Eh nie ważne…, Co cię do
mnie sprowadza? – Zapytała i spojrzała mi w oczy.
-
Po śmierci ojca pomyślałem, aby sprzedać wszystkie domy wraz z Malfoy Manor. Kupiłem
dom, który okazało się, że sąsiaduje z twoim domem, więc postanowiłem cię
odwiedzić. Tak poza tym to bardzo chciałbym cię prosić o wybaczenie. Wiem, że
pewnie go nie dostanę, ale chce cię przeprosić za te lata wyzwisk i za to, że
ci nie pomogłem, gdy byłaś torturowana przez Bealatrix. Przepraszam. –
Zakończyłem mówić. Podniosłem głowę (sam nie wiem, kiedy ją spuściłem) i
spojrzałem jej w oczy. Widziałem w nich łzy i szczęście. Czułem się dziwnie,
chciałem się schować i zamknąć by nikt mnie nie widział.
-Draco…
Wybaczam ci – Ucieszyłem się. Cieszyłem się jak małe dziecko. Nie wiedziałem,
co powiedzieć, ale dzięki bogu to ona postanowiła rozpocząć temat.
-
Pracujesz?
-Tak.
Może cie to zdziwić, ale pracuje, jako prawnik w Mugolskiej części kraju, a ty?
-Jestem
Magomedyczką.
-Czyli
spełniłaś swe marzenie.
-Skąd…
Skąd wiedziałeś, że o tym marzyłam?
-
Po prostu wiem – uśmiechnąłem się, a ona również się uśmiechnęła.
-Hermiono…
-Tak??
-
Czy ty jesteś żoną wieprzleja? – Zauważyłem strach na jej twarzy. Zdziwiło mnie
to.
-Coś
się stało?? – Postanowiłem dowiedzieć się, o co chodzi.
-Ron
zmarł…
-Nie
chcesz, nie mów – przerwałem jej.
-Ale
ja chce ci powiedzieć. – Spojrzała na mnie i momentalnie na jej twarzy pojawił
się uśmiech. – W dniu moich 19 urodzin, Ron oświadczył mi się. Było to przy
jego rodzinie, więc się zgodziłam, lecz nie chciałam. Gdy wróciliśmy do domu
oznajmiłam mu, że nie chce za niego wyjść, a on się wkurzył i uderzył mnie.
Oddałam mu z większą siłą, a racja nie wspomniałam ci, że staliśmy na balkonie
w naszym bloku. Zachwiał się i spadł… Umarł na miejscu. Nie mogłam sobie tego wybaczyć,
lecz przeszło mi i postanowiłam kupić sobie dom. I jak widzisz tak oto
zrobiłam.
-Nie
wiem, co mam powiedzieć.
-Nie
musisz nic mówić, ważne, że mogłam się wygadać. – Nagle zerwała się z
kanapy. –KTÓRA GODZINA?!
-Em
14: 48, co się stało?? – Zdziwiło mnie jej zachowanie. Czyżby na coś się
spieszyła?
-IVY!!!
– Zawołała tą dziewczynkę, co wcześniej. Już po chwili koło nas stała mała
zielonooka czterolatka.
-Tak?
-Ivy,
kochanie Idź do pokoju i spakuj swoje rzeczy. Za chwilkę będą po ciebie.
-DOBRZE!!
– I pobiegła w stronę, z której do nas przyszła.
-Kto
to? – Zapytałem, ponieważ bardzo ciekawiło mnie, kim ona jest.
-Ivy?
To córka Harry’ego i Pansy.
-PARKINSON?!
– Grzmoter z Parkinson?! Świat szaleje.
-Tak,
jest bardzo miła. Przyjaźnimy się. – Hermiona uśmiechnęła się u podparła się
rękami na biodrach. Roześmiałem się, ona również zaczęła się śmiać.
Rozmawialiśmy jeszcze 10 minut, po których do drzwi zadzwonili rodzice Ivy.
Granger poszła im otworzyć. Pansy
rzuciła jej się na szyje.
-MIONKA!
Stęskniliśmy się za tobą i naszą księżniczką. – Nagle pojawiła się Ivy, która
przytuliła się do ojca, a następnie do matki. Chwilę później już ich nie było.
Wraz z Hermioną ponownie zasiedliśmy na kanapie. Hermiona powiedziała, że nie
wyszła za rudego, bo ten umarł, więc czemu ma na nazwisko Weasley?? I czy Pansy
i Harry są małrzeństwem??
-Mio…
- przerwałem, bo chyba nie powinienem mówić do niej zdrobnieniami.
-Proszę,
mów mi Miona. – Uśmiechnąłem się niepewnie.
-No,
więc Miona, czemu masz na nazwisko, Weasley?
-Aa
to, dlatego że Ron zmarł w dniu, w którym mi się oświadczył, więc chciałam
żebym, chociaż wzięła jego nazwisko. Gdy była rozprawa dotycząca jego śmierci powiedziałam,
że ożenił się ze mną przed śmiercią i aby mi przyznali jego nazwisko, ale tak
szczerze to ja nie chce nosić jego nazwiska, chce być Granger. – Zacisnęła
dłonie w pięści. Przysunąłem się do niej, choć nie wiem, co mnie do tego
skłoniło.
-Oj
Granger, Granger czyżbyś zapomniała, z kim rozmawiasz?
-Nie
rozumiem.
-Nie
gadaj?! Panna-wszystko-wiem czegoś nie rozumie. Magia.
-Draco
daruj sobie, co?
-No
dobra, dobra. –Roześmiałem się, a ona popatrzyła na mnie jak a idiotę, ale tak
właściwie to ja jestem idiotą, no, ale mniejsza z tym.
-Miona
przypomnę ci. J A J E S T E M P R A W N I K I E M!
-I?
-
To, że mogę zmienić ci nazwisko.
-Może,
u mugoli ale nie w świecie czarodziei.
-Może i racja, ale znam ministra, który może ci je
zmienić, kiedy tylko chce.
-
Naprawdę?! Zrobisz to dla mnie?
-Zrobię,
ale mam jeden warunek.
-No
oczywiście! Jaki?
-Daj
mi swój numer.
-Doobra…
- wyglądała na zdziwioną i zirytowaną, ale dała mi ten numer. Porozmawialiśmy
jeszcze o swoich zainteresowaniach i po dwóch godzinach wróciłem do domu.
----------------------------------------------------------------
Ivy* - czyt. Iwi
Dziękuje za komnetarze i zapraszam na nowy rodział.
Ps. Podkoloryzuje historie i będe zmieniać perspektywe i mam nadzieje że się spodoba.