Siedziałam na łóżku słuchając muzyki oraz rysując, gdy do
mojego pokoju jak burza wpadł mój były chłopak, a zarazem mój przyjaciel Ron.
Był zdyszany i oddychał bardzo szybko. Wyjęłam słuchawki z uszu oraz spojrzałam
pytająco na Ronalda.
- Ginny
rodzi! – Zawołał Ron. Podbiegł do mnie, złapał mnie za dłoń i przeteleportował
do świętego Munga. Rozejrzałam się dookoła i ujrzałam Harry’ego, który podbiegł
do mnie i przytulił mnie. Płakał i cały się trząsł.
- Harry
spokojnie. – Próbowałam go pocieszyć oraz gładziłam go po plecach.
- To
nic nie da, Granger. –Słysząc ten głos moje ciało oblała fala gorąca. Odwróciłam
się i ujrzałam piękne szare oczy wpatrujące się we mnie, a moje nogi ugięły się.
Mimo że Harry i Ron zaprzyjaźnili się z tym arystokratą, to nie znaczyło, że ja
go lubię.
- A ty,
czego tu Malfoy? – Wysyczałam i założyłam ręce na piersi. Przysunął twarz do
mojej i teraz dzieliły nas jedynie centymetry.
-
Jakbyś nie zauważyła Granger to Ginny to również moja przyjaciółka. – Wyszeptał
mi w usta i uśmiechnął się wrednie. Prychnęłam i odsunęłam się od niego.
-Pieprz
się, Malfoy. –Wysyczałam i ruszyłam w stronę baru, a na mojej twarzy malował
się rumieniec, za to moje usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu, ale to nie znaczy,
że go lubię.
- Z
tobą zawsze Granger. – Uśmiechnęłam się
szerzej i ukryłam jeszcze bardziej czerwoną twarz we włosach, ale to nie znaczy,
że go lubię.
***
Stałam oparta o ścianę i popijałam kawę, gdy nagle poczułam
ciepły oddech na szyi, a moich ciałem wstrząsnęła fala ciepła. Odwróciłam głowę
w stronę osoby, która stała zdecydowanie za blisko. Teraz moja twarz była
ledwie centymetr od twarzy Dracona. Pod wpływem jego spojrzenia moje nogi stały
się jak z waty, ale to nie znaczy, że go lubię.
- Oj Granger,
ale ja na ciebie działam. – Zaśmiał się i przyglądał się moim ustom, co ani
trochę mi nie przeszkadzało, ale to nie znaczy, że go lubię.
- Od
dwóch lat nie nazywam się Granger i ty to doskonale wiesz. – Prychnęłam.
Popatrzyłam w jego oczy i zatraciłam się, a na moje policzki wpłynęły dwa
wielkie rumieńce, ale to nie znaczy, że go lubię.
- Wiem,
ale i tak będę ci mówić per Granger. – Uśmiechnął się i złapał moją twarz w
dłonie. Złożył krótki pocałunek na moich ustach i odszedł. Nie oglądałam się za
nim, a jedynie głupio się uśmiechałam, ale to nie znaczy, że go lubię, bo przecież
go kocham. Cholernie go kocham. Zaśmiałam się cicho.
- Oj
Malfoy ty idioto. – Dopiłam kawę, a kubek wyrzuciłam.
- Ej no
nie obrażaj mnie. – Usłyszałam rozbawiony głos tuż za mną i odwróciłam się.
- Bo co
mi pan zrobi, panie Malfoy? – Uśmiechnęłam się złośliwie i zarzuciłam mu ręce
na szyję.
- A jak
pani myśli, pani Malfoy? – Uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie namiętnie,
co oczywiście odwzajemniłam. Jak zawsze pocałunek był przepełniony ogromną
miłością, lecz każdy pocałunek był na swój sposób inny i cudowny. Po chwili
oderwaliśmy się od siebie.
- Ale
nie myśl sobie, że cię lubię! – Zmrużyłam oczy i uśmiechnęłam się uroczo.
Zaśmiał się i przytulił mnie.
- Ja
też cię kocham, Granger. – Zaśmiałam się cicho i wtuliłam się w jego klatkę
piersiową. Nagle w całym szpitalu słychać było bardzo donośny krzyk Ginny, na
co lekko się wzdrygnęłam.
- Ja
chce cesarkę! – Zawołałam i odsunęłam się od męża. Spojrzałam w jego szare
oczy, a on tylko się zaśmiał i wzruszył ramionami.
- Jak
tam chcesz Granger. – Pocałował mnie w policzek i odszedł. Westchnęłam i
ruszyłam za nim oraz złapałam go za dłoń.
- Jak
ja wytrzymam z tobą i bliźniakami, jeśli już z samą tobą nie wytrzymuje. –
Powiedział rozbawionym głosem i uśmiechnął się szeroko w moją stronę. Uderzyłam
go lekko w ramię.
- Ała,
co tak ostro Granger? – Zaśmiałam się i pokazałam mu język.
-
Zachowujecie się jak dzieci, a macie po 25 lat. – Powiedział rozbawiony Ron przyglądający
się nam.
- A co
nie wolno? – Uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam na przyjaciela, który
wzruszył ramionami. Nagle poczułam, że ktoś mnie łaskocze i zaczęłam się nie pohamowanie
śmiać.
-
Malfoy przestań!!! – Krzyczałam i próbowałam go od siebie odsunąć, lecz on nadal
mnie łaskotał, a ja głośno się śmiałam.
-
Przestane, ale mnie przekonaj.
-
Nienawidzę cię! – Zaśmiał się i nie przestawał mnie łaskotać, co powodowało mój
głośniejszy śmiech.
- Ehh i
tak wiem, że mnie kochasz. – Przestał mnie łaskotać oraz pocałował mnie w
czoło, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
-
Owszem tak jest. – Spojrzałam w jego oczy i jak zwykle, gdy w nie patrzyłam
zatraciłam się.
***
Stałam wraz z moimi córkami nad grobem ich ojca. Emily i
Rose szlochały, a ja z uśmiechem wpatrywałam się w grób męża.
- Mamo?
Dlaczego się uśmiechasz? – Zapytała mnie zdziwiona Rose. Uśmiechnęłam się
szerzej.
-
Ponieważ mam już swoje lata i niedługo dołączę do waszego ojca, a wtedy powiem mu,
że go kocham. – Spojrzałam na grób męża.
- A on
tego nie wiedział? – Zapytała Emily i również spojrzała na grób Dracona.
-
Wiedział, oczywiście, że wiedział, lecz ja nigdy nie powiedziałam mu tych dwóch
słów…
-
Kocham cię? – Dokończyła za mnie zszokowana Emily, na co pokiwałam twierdząco
głową.
- NIDGY
NIE POWIEDZIAŁAŚ MU, ŻE GO KOCHASZ?! – Zawołała zbulwersowana Rose.
-
Zazwyczaj mówiłam, że go nienawidzę, lecz on wiedział, że go kocham. - Uśmiechnęłam się i przeteleportowałam się do
domu. Zasiadłam w fotelu, który zazwyczaj zajmował mój mąż.
- Niedługo
się zobaczymy ty mój idioto. – Uśmiechnęłam się, odchyliłam głowę do tyłu i
zamknęłam oczy.
***
Moje słowa sprawdziły się, ponieważ po powrocie moje córki
znalazły mnie martwą na fotelu. Nie umarłam z powodu choroby, ani z powodu
śmierci samobójczej. Umarłam z tęsknoty oraz starości. Gdy znalazłam się po
drugiej stronie odszukałam swojego męża, który zawzięcie rozmawiał ze swoją
matką. Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję oraz szepnęłam po raz
pierwszy w życiu te dwa słowa:
-
Kocham cię.